Porzucił ,,Renatkę'' na stacji paliw (AKTUALIZACJA)
Do zdarzenia doszło 29 grudnia rano.- Rafał otworzył jedną i drugą bramę i chcieli wyjechać dwoma samochodami – relacjonuje dh Kamil. - Wiedzieliśmy, że chodzi o tankowanie samochodów, gdzie wcześniej wiedział, że miał jechać z Jackiem (Jacek Samulski, naczelnik jednostki). Powiedziałem mu to, ale on nic sobie z tego nie zrobił tylko wsiadł do auta. Powiedział tylko, że jesteśmy wszyscy poj....
Strażacy przypominają, że konserwator, choć zatrudniony przez Urząd, podlega pod naczelnika, bo to naczelnik jest odpowiedzialny za sprzęt bojowy.
- Dzień wcześniej (...) był poinformowany o tym, że osobiście chcę z nim jechać na to tankowanie – tłumaczy naczelnik Samulski. (…) - Na drugi dzień dowiaduję się od druha Kamila, że z obcą osobą wyjeżdża naszymi autami na tankowanie - wyznaje.
ROWEREM ZA MANEM
Wsiadł więc na rower i ruszył w kierunku straży, po drodze zauważył jednak jadącego koło Intermarche strażackiego mana, który prowadził obcy mu kierowca. - Zatrzymał się akurat na światłach, więc podjechałem i grzecznie mu powiedziałem, że albo zjeżdża na pobocze, albo wzywam policję. Po prostu nie znałem tego człowieka – mówi naczelnik. Zjechał i wysiadł.
Wtedy do auta dojechał też dh Mateusz, który pomógł Samulskiemu włożyć rower na dach, w międzyczasie zatrzymany kierowca się oddalił. Kiedy naczelnik wrócił już manem do strażnicy, nieoczekiwanie zadzwoniła do niego pracująca w Urzędzie Aneta Szydlik (już była członek jednostki, choć nadal sekretarz zarządu miejsko-gminnego OSP) z informacją, że mają odebrać sobie ich ,,Renatkę'' (tak nieoficjalnie nazywają nowy wóz bojowy Renaut Range) ze stacji BP.
Pojechali. Auto stało na środku parkingu. Kabina była zamknięta, ale schowki ze sprzętem nie były pozamykane. Trąpczyński zadzwonił do Szydlik i dowiedział się, że klucze od auta znajdują się na stacji u sprzedawcy. Poszedł. - Poproszę kluczyki od tego wozu pożarniczego – powiedział i bez problemu je dostał.
Po jakimś czasie w strażnicy zjawił się też konserwator, który nie potrafił czy też nie chciał wytłumaczyć, dlaczego porzucił auto na stacji benzynowej. - Powiedział tylko, że mam uważać na siebie – relacjonuje Samulski. - Mówię: Co, straszysz mnie? A on: Nie, tylko cię informuję.
DLACZEGO?
Sytuacja była na tyle bezprecedensowa, że jeszcze tego samego dnia zarząd jednostki o wszystkim powiadomił burmistrza oraz policję.
Dh Rafał został zatrudniony jako konserwator w 2016 roku.
- Była sytuacja, że pojechaliśmy z chłopakami na ćwiczenia techniczne do Chojęcina i z ,,państwówki'' powiedzieli, czy moglibyśmy uruchomić agregat prądotwórczy, żebyśmy mogli maszt rozstawić. Agregat pochodził minutę i zgasł, ponieważ nie było paliwa. A to jest w kwestii konserwatora - podkreślają.
Konserwatora, który – jak mówią - został im narzucony przez Urząd, bez żadnych konsultacji z zarządem jednostki, choć – jak przyznaje Błażejewski – zarząd ostatecznie wyraził jednak zgodę na jego zatrudnienie.
Teraz, podczas głosowania, strażacy podjęli uchwałę o usunięciu dh Rafała ze swojego grona. Jednogłośnie.
Dh Rafał stawiane pod jego adresem zarzuty uważa za bezpodstawne. – To wszystko nieprawda - przekonuje. JUR
Więcej: we wtorkowym wydaniu Pulsu Tygodnia
TO NIEPRAWDA
Tymczasem Rafał Pawlicki nie jest już konserwatorem OSP w Kępnie. Jego umowa wygasła z końcem 2017 roku, a on sam nie wyraził zgody na jej przedłużenie. Strażak zaprzecza, jakoby został poinformowany, że ma jechać zatankować auta z naczelnikiem Samulskim. Dodaje, że wcześniej przez niemal cały dzień czekał bezskutecznie na sygnał ze strony naczelnika, kiedy może jechać zatankować paliwo.
Nie widzi też nic złego w tym, że drugim kierowcą był strażak z OSP w Perzowie, który ,,ma wszystkie pozwolenia i wszystkie uprawnienia’’. (…) - Wcześniej poinformowałem Urząd, że będę potrzebował ewentualnie taką osobę i dostałem pozwolenie - wyznaje. (…) Już na stacji zadzwoniłem do Urzędu Miasta, że tankuję ten pojazd, zapłacę kartą i pozostawiam ten pojazd w miejscu monitorowanym, kluczyki oddaję na nazwisko Jacek Samulski pani w kasie i tylko tej osobie można wydać te klucze.
Ale dlaczego pan pozostawił ten pojazd na stacji? – pytamy.
– A jak ja miałem się zachować w tej sytuacji?- dziwi się Pawlicki. – Proszę pana, ja nie wiem co tam na mnie czekało. Czekała na mnie tam wataha ludzi, która na mnie krzyczała, zablokowała mój pojazd, nie pozwalali mi wyjechać samochodem - wyznaje. (…)
Czy prawdą jest, że w chwili zatrzymania nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdami? Pawlicki zaprzecza, dodaje równocześnie, że prawo jazdy, jako dokument, zostało mu wcześniej przez policję zatrzymane.
Za co zatrzymano panu prawo jazdy? Czy kierował pan pod wpływem alkoholu? – Nie, nie byłem pod wpływem alkoholu - mówi Pawlicki. - Nie mam zabranych uprawnień do kierowania pojazdami, czekam na decyzję sądu. JUR
Więcej: w jutrzejszym wydaniu Pulsu Tygodnia
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj