Kapitan dał prowadzenie, kapitan wyrównał
Po roku absencji spowodowanym jednosezonowym spadkiem podopiecznych Piotra Konstanciaka do klasy międzyokręgowej, derby dwóch najdalej wysuniętych na południe powiatów województwa wielkopolskiego znów ujrzały światło dzienne. Pojedynki rywali zza miedzy ostatnimi czasy lepiej wspominali “biało-niebiescy”, bowiem właśnie oni w sezonie 2017/18 na Alejach Marcinkowskiego świętowali 2:1, natomiast z ulicy kąpielowej wracali z wynikiem 4:1 do przodu. Tym razem los skojarzył ich w środku tygodnia, a pierwszą groźną sytuację kibice ujrzeli już po trzech minutach starcia. Miłosz Nowicki przerzucił piłkę do pokazującego się na lewej flance Skrobacza, ten ściął do środka i huknął o centymetry od dalszego słupka. W odpowiedzi Jakub Górecki nie widząc nikogo pokazującego się do gry podjął rozważną decyzję o strzale zza pola karnego, ale dobrze ustawiony Mateusz Kierzek ze stoickim spokojem zanotował pierwszy kontakt z futbolówką. Dokładnie po kwadransie gry kardynalny błąd przyjęcia Mikołaja Kubachy sprawił, że nakładający pressing Stawiński przechwycił gałę, na szybkości zrobił sobie metr przewagi i finalnie z ostrego kąta celował pod poprzeczkę, ale wcześniejszy klops młodzieżowca bohatersko uratował stojący między słupkami Damian Grondowy. Po drugiej stronie o próbę z dystansu pokusił się Karol Latusek, lecz znów sytuację interwencją do boku kontrolował Kierzek, któremu nie przeszkodził nawet rykoszet od jednego z defensorów. W 35 minucie Stawiński w pojedynku główkowym ponownie wykorzystał zawahanie Kubachy, przechwyt pozwolił mu na sytuację sam na sam, którą to z zimną krwią wykorzystał i zrobiło się 1:0. Tuż przed gwizdkiem zapraszającym obie ekipy do szatni padło wyrównanie. Po dośrodkowaniu Giorgi Otarashvili z prawego skrzydła nieczysto w futbolówkę przy próbie wybicia trafił Stawiński co skrzętnie wykorzystał Łukasz Walczak umieszczając ją w sidłach z najbliższej odległości.
Po wznowieniu stroną dominującą byli ostrzeszowianie, zamknęli oni praktycznie podopiecznych Bogdana Kowalczyka na dobre dziesięć minut w przysłowiowym zamku hokejowym. Właśnie wtedy centrostrzał Skrobacza z lewego sektora na poprzeczką palcami przeniósł czujny Grondowy, a po idealnej wrzutce Nowickiego na głowę Patryka Pasiaka z rzutu rożnego tylko cud sprawił, że futbolówka krążąca w gąszczu nóg nie zatrzepotała w siatce. W 68 minucie składną akcję kępnian kończył dośrodkowaniem z lewej strony Remigiusz Hojka, a na dalszym słupku niepilnowany Otarashvili w prostej sytuacji, gdzie wystarczyło tylko dołożyć nogę wywindował gałę w maliny. Tak koszmarne wykończenie nawet spokojnego sympatyka potrafiłoby wyprowadzić z równowagi. W ostatni kwadrans ponownie lepiej weszła Victoria. Tu jednak nie oni będą stawiani na piedestale, a pan z dwunastką na plecach między słupkami. Nikomu innemu a Grondowemu koledzy mogą zawdzięczać, że we wspominanym fragmencie nie odjechał kępnianom jeden punkt. Damian najpierw w efektowny sposób przeniósł nad bramką strzał a la opadający liść w wykonaniu Stawińskiego, by pięć minut później będąc nieco przysłoniętym interweniować do boku po próbie z dystansu wprowadzonego Sztukowskiego. “Biało-niebiescy” mogli nawet wracać do domu w pełni ukontentowani, lecz Kierzek w doliczonym czasie poradził sobie z niezwykle kąśliwym uderzeniem Wojciecha Drygas z dwudziestu metrów, a pocisk Karola Latuska z niewiele dalszej odległości nieznacznie minął się ze słupkiem.
– Derby rządzą się swoimi prawami, tutaj dziś było dużo intensywności w grze, dużo walki i determinacji, a motywacji żadnej ze stron też nie zabrakło – powiedział Karol Latusek, zawodnik Polonii Kępno. – Z przebiegu spotkania mecz na remis, obie drużyny stworzyły sobie sytuacje do tego, aby wygrać, zabrakło trochę jednak skuteczności. Można powiedzieć że my daliśmy bramkę Victorii, oni za to oddali nam i tak to wyszło, w końcu piłka nożna to gra błędów. Szkoda, że nie udało się wywieźć trzech punktów, ale każdy punkt jest cenny, tym bardziej z dobrze spisującą się Victorią, która na starcie ligi robi wrażenie, no i teraz jedziemy dalej.
Sebastian Gołdyn
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj